Zasznurowałam usta na supeł, słowa utknęły mi w przełyku jak woda w zatkanym kranie. Zlały się w nieokreśloną masę, której nawet nie sposób wyrzygac. Źle mi z tym milczeniem ale nawet nie wiem co mogłabym powiedziec. Lecz skoro milczenie jest złotem a mowa byłaby co najwyżej literową żółcią to chyba na razie nie pozostaje mi nic innego.
Kompletna stagnacja.
A życie i tak samo się żyje, nie pytając mnie o zdanie. W końcu nie ma takiego obowiązku, a ja nawet nie mam ochoty machnąć na nie ręką, to czemu miałoby to robić..
Skądś już znam taką obojętność, tą bezczynność, bezpłodność jakichkolwiek pozytywów. Martwy punkt w sercu, całkowite znużenie codziennością, stałam się absolutnie obca a wszystko w kolo- bez znaczenia. Najchętniej schowałabym się, uciekła, ale to żadne rozwiązanie. Pragnę podróży międzygalaktycznej. Nie można nigdzie dojść, jeśli się skądś nie odejdzie.
Podobno problem przeciągngnięty w czasie przestaje istnieć ale coraz słabiej wierzę w lecznicze właściwości czasu. Prawdę mówiąc nie rozumiem i nie znam jego działania, gdybym znała, wiedziałabym co mam robić, czy czekać czy odejść, a tak tylko błądzę w tym labiryncie, w którym jedynym pewnym wyjściem, którym i tak wychodzi każdy jest śmierć.
'barykadowanie się jest ostateczną niezręcznością, może nawet skuteczną.'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz