22 marca 2011

Życie jest ciągiem porzucen i spotkań, mechanizmem którego (z braku przemyśleń lub z wygody) niejeden nawet nie stara się zrozumieć, jedyne czego chcąc, to by los oszczędził bólu, by skaleczenia grozy zostały ominiete. Po łebkach do celu, niekoniecznie wiedząc jakiego.
Mechanizm, o którym nie wiadomo ani czym jest, ani do czego służy, prócz wyzwoleń tego, co nieznane. Istnienie traktowane, jakby było zawsze do dyspozycji, niezniszczalne i odnawialne. Podróż w nieznane, z nieustannie zmieniającymi się towarzyszami, zapewne dlatego, że każda jednostka rozwija się i dochodzi do pewnych wniosków w innym czasie, zapewne ze względu na liczebność ścieżek do wybrania; na swoje nieszczęście nie wszyscy idą do przodu, cofają się albo stoją w tym samym punkcie bezczynnie, gubiąc się, bez świadomości i znajomości drogi i celu. Ja też nie zawsze wiem czy w prawo, czy w lewo, czasem tracę sens i słuszność, błądze po tym świecie,w którym los zmienia prawdę w kłamstwo, czuję jakby wszystko zamiast poruszać się do przodu, kończyło się. Lecz ciągle wytrwale s z u k a m nie pozostając przy tym ślepa na drogowskazy. Poszukiwania dokonują się poprzez spotkania z samą sobą, z innym, którzy otwierają mi oczy na świat i na samą mnie. To, co uważałam za przypadek było decyzją, rezultatem różnych dawnych i obecnych spraw i postaw, które doprowadziły do tego spotkania (umożliwiły je?).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz