22 listopada 2010

familiar feeling

apetyt rośnie w miarę jedzenia. może to, że jest tak dobrze sprawia, że przestaję doceniać obecny stan, wybrzydzanie i marudzenie mam wrodzone , jak najlepiej by nie było. (sama nie wiem komu z tą paskudną cechą gorzej- mi? czy osobą które muszą mnie wysłuchiwać) mimo iż ( jak to mówi Ania) 'ostatnio to chwile smutku przerywają szczęście, a nie szczęście przerywa ciągły smutek' ja ciągle nie wiem co jest podmiotem codzienności. zbyt dużo w ostatnim czasie bezdźwięcznych myśli zakończonych znakiem zapytania, odbijających się echem w mojej głowie, za dużo lęku by zadać je komuś innemu, niż samej sobie. a może ja wcale nie chcę usłyszeć odpowiedzi bo doskonale zdaję sobie ze wszystkiego sprawę? to, o czym nie mówi się głośno ma odpowiedź w spojrzeniach i gestach, na które reaguję poprzez udawanie ślepej. strach wywołujący negację właściwie nie wiem czemu strach, i nie wiem czemu nie.

5 komentarzy:

  1. nie wiem jak to działa, ale kończąc czytanie tego co piszesz mam zwykle wilgotne oczy. może dlatego, ze wiem w czym tkwi problem i sama czuję podobnie. albo to zwykła niemoc, nic nie można zmienić. a pytania mogą tylko zniszczyć to co teraz jest na pozór dobre.

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie- boję się końca. na pozór niczego więcej nie potrzebuję, na pozór przyciągam katastrofy i komplikacje więc niczego nie będę próbowała. przecież rozwali się samo.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie gub się, jeszcze nie czas Olu.

    OdpowiedzUsuń
  4. a jeśli chodzi o wilgotne oczy, tłumaczyć można to na parę sposobów: 1)niepowodzenia/problemy/rozterki są bardziej uchwytne dlatego mi łatwiej o nich pisać, przez co mój blog to skupisko samych gburowatych słów. 2)nie musisz czytać mnie między wierszami bo wiesz o wszystkim 3) mamy wspólny mózg co chwilami mnie przeraża :D 4) wiesz czym jest empatia.

    OdpowiedzUsuń